sobota, 11 stycznia 2014

To, co najważniejsze.

Witajcie!
Zabierałam się za pisanie tego posta 2 tygodnie. Kompletowałam zdjęcia, robiłam kolaże i miało być tak wesoło, kolorowo, dużo wszystkiego do oglądania i komentowania,jednak doszłam dziś do wniosku, że...tak nie będzie:)
W ramach ćwiczeń osobowości, pracy nad sobą w kwestii nieprzegadywania życia, postanowiłam ograniczyć się do minimum i wyłuskać to, co naprawdę najważniejsze. By nie zgubić siebie i Was w potoku zbędnej paplaniny..... nie będzie klasycznego podsumowania roku czy cuś. Powiem tylko w skrócie, ale za to z capslockiem i boldem... zielonym;)

  TO BYŁ WSPANIAŁY, WSPANIAŁY ROK!!!!

Tak, to zdecydowanie był rok spełnionych życzeń. 
Zieleń, z okazji okrągłej rocznicy moich urodzin godził się na wszystko co wymyślała moja zwariowana głowa.
- zakup nowej maszyny do szycia, co by rozwijać żonine hobby
-  wycieczkę do miejsca, które od zawsze kocham, a dawno nie byłam
- wypad nad polskie morze, którego nie lubi
- kurs krawiectwa, zakończony fiaskiem
Słowem hulaj dusza! Mówisz masz! No Ameryka!

No właśnie, Ameryka chyba nam zostaje na kiedy indziej, ale zawsze trzeba mieć jakieś marzenia do spełnienia, prawda?

Dodatkowo przyznaję mu złoty medal, za to, jak mężnie znosił moje trwające 2 miesiące fochy, złości, załamania nerwowe, wzloty i upadki w trakcie pisania pewnej cholernie upierdliwej pracy dyplomowej, o której już na szczęście nie musimy dłużej myśleć, bo.... właśnie dziś odebrałam dyplom! Jupi!



Z wielu wspaniałych rzeczy, który miały miejsce w AD 2013 wybieram jedną, jedyną najwspanialszą. 
Może powiecie bzdura, może, że głupie, może, że nic to wielkiego i o co ten hałas, jednak dla mnie jest to rzecz najwyższej wagi, największego sentymentu i dowód wielkiej miłości Zielenia do mnie, co jest absolutnie w tym wszystkim najistotniejsze. I tu już muszę się rozpisać.

Mój tata miał rower. Z wiadomych tylko dla siebie przyczyn lubił jeździć na damce i takąż kupił sobie, nie bacząc na nic. Jeździł na niej dużo i długo. Naprawiał, pompował, smarował łańcuch, denerwował się, gdy ten, mimo wszelkich zabiegów kosmetycznych nadal mu spadał  co 300 m. Nie zniechęcał się jednak i naprawiał, smarował, dokręcał. Jeździł codziennie w sezonie, przywożąc mamie z zamiejskiego lasu parę grzybów od czasu do czasu ( ku jej ciągłej rozpaczy z uwagi na ich stan..... najgorsze robaczywce, nieoczyszczone, wyrwane z korzonkiem, koszmar!). Nieważne. Uwielbiał jeździć rowerem.
Nadszedł jednak smutny czas gdy rower i jego Pan musieli się rozstać. Pan odszedł na zawsze a rower, pozostawiony bez opieki marniał i rdzewiał w wilgotnej piwnicy. 
Po kilku latach wyciągnęłam go na światło dzienne aby dokonać oględzin. Naturalnie rozpacz. Wielu by się poddało, ale nie ja! Dla mnie ten  złom to była najcenniejsza rzecz na świecie. I tak, wiem, że to irracjonalne, ale..... czy miłość jest racjonalna? Nie jest to miłość do przedmiotu, sensu stricte, tylko człowieka, którego ten przedmiot żywo przywołuje. Może to zbędne sentymenty i daremne smuty, ale nie mogłam przejść do porządku dziennego nad losem tego przedmiotu.
Zapakowaliśmy kawał okropnego, zardzewiałego żelastwa do samochodu, z postanowieniem, że tchniemy weń nowego ducha.Zdawaliśmy sobie sprawę z tego jak bardzo taka renowacja może być kosztowna, ale Zieleń podjął wyzwanie. Wiedział, jak bardzo mi zależy i postanowił spełnić to moje ogromne marzenie. Rower trafił więc do pracowni rowerowej w Brwinowie, gdzie zajęła się nim dwójka fantastycznych speców i po kilku tygodniach udało się! Nowe życie starego przedmiotu stało się faktem. Nowe życie wg mojego projektu! Żałuję, że nie mam zdjęć PRZED, bo dopiero wtedy zapewne widoczny byłby ten kontast i ogrom pracy włożony w jego renowację, a tak, mogę pokazać tylko zdjęcia PO.

Zatem tadam. Mój tribute, mój wkład w pamięć o kimś bardzo bliskim kogo już nie ma, czyli najważniejsza dla mnie rzecz, która wydarzyła się w 2013 roku, za którą jestem wdzięczna: Zieleniowi, chłopakom z pracowni Jacoob Cyckles i chyba trochę sobie, że się uparłam by to zrobić mimo wszystko.
                                                 
                                            Oto kiedyś taty, teraz mój......... roweryk:)





Śmigam na tej zielonej strzałce i jestem wdzięczna losowi i życiu za to, jakie mam wielkie szczęście!
W końcu spełniają się moje marzenia wg moich planów i projektów, więc czegóż chcieć więcej?

Życzę Wam więc w nowym roku również tylko jednego: SPEŁNIENIA MARZEŃ 

Nie wiem czy 2014 będzie lepszy od 2013, dostałam mnóstwo życzeń tej treści. Myślę, że nawet jeśli nie będzie lepszy to i tak wiem, że nie może być zły!!! Wierzę w to gorąco!

Buziaki wszystkim
Magda



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...